Komentarze: 7
Każdego dnia dzieje się tak dużo, każdej nocy..każdej chwili.. i jestem sfrustrowana że tego opisać..zatrzymać, uwiecznić nie sposób..i tyle umyka że już ostatnio nie siadam do bloga..bo nie lubię tak po łebkach..albo wszystko albo nic..albo dokładnie albo wcale..nie chcę uronić niczego..niczego stracić..wszystko to głęboko ryje się w moim sercu..wszystko kształtuje moje cialo i mój umysł....życie oblepia mnie, owija.. jestem pelna jego kolorów, zapachów..światla i cieni....jak to uwiecznić..upamiętnić..uporządkować..jak opisać by nie wypadlo blado w porównaniu z rzeczywistością ?? Nie da się..nikt nie da rady..najzdolniejszy pisarz.. to wszystko..wszyściutko ryje się w sercu..rzeĄbi nas - ludzi..
I nie mam na mysli zanudzania kogokolwiek szczególami mojej codzienności. Jak już kiedyś pisalam jestem z tych co równoczesnie żyją przedtem-teraz i potem. Sentymentalizm wyssany z mlekiem matki. Ja bym chciala dla SIEBIE SAMEJ W MYM BLOGOWYM PAMIĘTNICZKU - UPAMIETNIĆ ..ale nie mam czasu, nie mam sily..ach zrobić temu zwariowanemu życiu w XXI wieku na zlość..ach powiedzieć NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!! Nie dam się wkręcic w kołowrotek zapomień o rzeczach ważnych..(jak np. owulacja:)
Ale od czego zacząć.. po pierwsze kolega mi dzisiaj chciał zwrócić uwagę na zieleń dookola..co on mi chciał mówić o mnie samej ?? ACH.. to ja cala.. ja tym żyje.. co on mi tu??! Ja byłam przy narodzinach wiosny-od pierwszych kiełków trawy..gdy wszyscy narzekali na zimno i na to że jest taka brzydka! Ja chodziłam porozbierana.. ja marzec calutki przekochałam, przeczułam, wzięlam w siebie..bo ja widziałam Jej ukryte piękno-gdy inni marudzili że bardziej przypomina zimę..
Jak to opisać,ach niepodobna, mokrej od deszczu sukienki,..nasiąkłam sokami, łzami wzruszonego nad własną świeżością nieba.. i tak wkroczyłam w kwiecień..na pół obłąkana..szalona....
Przecież wiosna jest jak młoda dziewczyna, co wszystko skrywa zazdrośnie..więc się wystraszyła i uciekła na parę dni-żeby wszyscy poczuli różnice.. A teraz wrócia w całej pełni prawie i już niedługo straci swe dziewictwo - niedługo stanie się w pełnej krasie dojrzałą kobietą-przemieni się w lato...
Nie ominie mnie ani chwileczka z tego magicznego czasu..będę się kochać w lecie tak jak kocham się w wiośnie-taki to mój obowiązek :)-obowiązek istoty obdarzonej jednym tylko talentem-do zachwytu nad dziełem Bożym.
I chciałabym wam opisać moją pierwszą wizytę u psychologa..ale może powiem tylko tyle że pani mi dała skierowanie do psychiatry na środę (30.04).. Wydawało mi się że byłam u niej w gabinecie może 30 minut a bylam 1.5 godziny. Dostanę w środę jakiś lek. Nie będzie działał gwałtownie..cała kuracja potrwa ok. 3 miesięcy-tzn. pierwsze rezultaty ujrzy świat za 3 m-ce. Poza tym oczywiście co tydzień rozmowa z psychologiem. Pani powiedziala że mnie naprostuje, tzn.-moim glównym problemem jest PŁACZ ZA CALUTKI śWIAT.
No i co pocieszające- wg. zapewnienia pani psycholog nie palnę sobie za 10 lat w łeb..a takiej kariery się po sobie spodziewałam :)...
I co jeszcze.. otóż w moim życiu znowu pojawiła się Katrin. Moja jedyna przyjaciółka..która była ze mną zawsze.. i spędziłyśmy tak przyjemnie dzień w piątek..rano byłam taka biedna mała zastraszona mysza-tymi badaniami i psychologiem i szpitalem..a po południu wyszło słoneczko..i poszłam do Kasi..a potem poszłyśmy na spacer do Nieba..to nie żarty-poszłyśmy na Wzgórze Andersa( wroclawianie know what I am talking about). A tam było zielono, i pachnąco i kaczka siedziała na drzewie i rzeka płyneła pod naszymi stopami i rozmawiałyśmy bez końca o życiu i dawalyśmy się pieścić kwietniowemu wietrzykowi-i do dziś mam spierzchnięte wargi :)..było po prostu jak w niebie.. i potem wróciłam na piechotkę do domciu ( na Gaj) i zebrałam po drodze piekno wiosennego zmierzchu..otuliłam się w sukienkę z zapachu kwitnących drzew i pozwoliłam Agnieszce zdjąć ją ze mnie ..oczywiście telepatycznie.. Agi jest wciaż w Gorzowie i biedactwo pisze pracę magisterską..
I co na ostatek-weekend był po prostu ciężką pracą w kopalni.. otóż cały spedziłam w hotelu..100% obłożenia- goście z Tanzanii, Mozambiku..i Bóg wie skąd ( z piekła ??! ), poza tym wesele polsko-angielskie, cały Wrocławski Maraton..może widzeliście w telewizorze?? ten - co to biegali politycy.. jak by to ująć najtrafniej?? Otóż to był zapierdol, pracy od zajebania, bo byłyśmy pojedynczo na recepcji i każda z nas wytrzymywała tylko po 10 godzin ( pracujemy po 12 ) i każda następna zmieniala poprzedniczkę wcześniej-bo ta była zapłakana, znerwicowana i nadająca się do zezłomowania..ja dziś mam zaszczyt mieć ostatnią noc z tymi gośćmi bo jutro wszysyscy wyjeżdżają(znaczy dziś..:) Pierwszy wyjazd o 3:30 czyli za chwilę..potem 4 o 4:00..i tak do rana..i miałam zaszczyt sprawdzać wszystkie obciążenia-=bagatela 119 osób..kalkulatorek..ołóweczek..bo komputer komputerem-a agakarolewska..agaąkarolewską..eh ehu.,.
Jednym słowem zajechali nas kurwa mać doszczętnie a i tak przyjdzie jutro Pani Chaos (moja dyrektorka ) i na wstępie pierdolnie pare krytycznych uwag. Tak że sama sobie dziękuję że nie wykitowałam przez weekend.Bo nikt inny mi nie podziękuje. Teraz wracają z miasta wszystkie pijackie mordy..przed chwilą przyprowadzili jakiegoś ministra..Szmajdziński się trzyma-ten to ma łeb:)..grunt to optymistyczne podejście.. 8 i 9 maja mamy 45 Borowików (fuck), bo przyjedzie prezydent.,.jakieś to spotkanie z kimś tam..marszałek i ktoś tam nie wiem..dla mnie oznacza to zapierdol na pełnych obrotach..ufffffffffff
No i sobie wszyściutko opisałam i ULŻYLAM ZARÓWNO W PIĘKNIE JAK I W FRUSTRACJI..
P. S...ale to nie wszystko..na zmianie w sobotę byłam z Arkiem..i tak jakoś pomiedzy jedną łza-streską(ze stresu) a drugą..pomiędzy stosem faktur, papierów, map..informacji..telefonów..faksów..w tym tłumie rozwrzeszczanych gości..niezoragnizowanych organizatorów całego tego burdelu na kółkach pod hasłem Maraton..pomiędzy tym wszystkim lub raczej w środku tego wszystkiego-tego kotła..który musielismy w dwójkę ogarnąć..wspieraliśmy sie..wsperaliśmy się na sobie..głaskalismy.. trzymaliśmy za ręcę.. tak w przelocie, pośpiesznie..i tak..tak właśnie że zrobiło się ..zrobiła się wyrwa w czasie i przestrzeni .. i krew uderzyła wodospadem..i te jego ręce-..na moim udzie, na karku..i cisza..tylko bicie serca..i bezdech..tylko ogień w skroniach..i .. i tak pare razy..ale zawsze telefon..lub jeden z setki gości sierot niedorobionych,,jednym słowem ja poproszę KRZYŻ WALECZNYCH..bo wszystko wszystkim-ale MOJE JAJECZKO też ma swoje prawa..
P. S. 2 ..czy ja zupełnie już oszalałam?????.. a jednak to samo tak wyszło z Arkiem..zawsze tak wychodzi.. jesteśmy razem w najtrudniejszych chwilach w pracy.. tzn.-na nasze głowy spada zawsze tyle samo stresu..tego smaego stersu..z tego samego powodu.to zbliża..eh..ale chiba nie upowaznia do tego by na stoliku do kawy siem obejmować ..obejmować..obejmować..obejmować.. aż do zawrotów głowy..